Niedawno otrzymałem z
Powiatowego Urzędu Pracy wezwanie do stawiennictwa w tymże urzędzie. Adnotacja zawierała dopisek cyt: „w celu
odebrania oferty pracy lub dalszego szkolenia osoby zarejestrowanej jako osoba
bezrobotna”. Pomyślałem sobie jakiego dalszego szkolenia?, skoro gdy chciałem
się szkolić (przekwalifikować) usłyszałem, że to obecnie niemożliwe .
W wyznaczonym terminie
stawiłem się w PUP-ie (nomen omen).
Od urzędnika prowadzącego
całą „zabawę” usłyszałem, iż należy się
podpisać na liście obecności i czekać, gdyż niebawem przybędzie pracodawca z
ofertą pracy. Jako poczekalnie, gdzie
należało czekać na pracodawcę wyznaczono dość sporą salę. Gdy tak siedzieliśmy
w oczekiwaniu na pracodawcę zauważyłem,
że sala ta jest, mimo swych rozmiarów zbyt mała w stosunku do zgromadzonych tam
osób. Ciekawość spowodowała, iż ponownie zaglądnąłem do listy obecności i
zobaczyłem coś, co wcześniej uszło mojej uwadze. Otóż na liście było 52
nazwiska osób, które dostały wezwanie na ten sam dzień i na tą samą godzinę.
Wniosek jaki nasunął mi się na myśl był taki, iż być może ktoś otwiera jakąś
działalność ( może coś w ro -
dzaju średniej wielkości firmy) i potrzebuje sporo ludzi do pracy. Niebawem
miało się okazać jak bardzo się myliłem.
Po kilkunastu minutach
oczekiwania przybyły dwie bardzo młode i bardzo miłe panie. Przedstawiając się
poinformowały nas, iż reprezentują krakowską firmę
(nazwijmy ją X, gdyż nazwa
tej firmy nie ma w tym momencie znaczenia)
i przyszły zaoferować pracę dla dwóch osób w
wymiarze czasowym 5/8 etatu. Tak, tak, to nie żart. Pozwolę sobie dla pewności
powtórzyć : 5/8 ETATU DLA DWÓCH OSÓB. Przy czym dodatkowo
poinformowano wszystkich oczekujących, że zapotrzebowanie jest na jedną kobietę
i jednego mężczyznę. Praca miała być wykonywana na rzecz ZUS-u. Kobieta
miała pracować jako sprzątaczka, natomiast mężczyzna miał być pracownikiem
gospodarczym.
Nie muszę chyba nikogo
przekonywać, iż selekcja odbyła się bardzo szybko. Osoby, które
zamieszkiwały poza miejscowością, w której usytuowany był ZUS
odpadły automatycznie,
gdyż dojazd pochłaniałby większą część wynagrodzenia (przypomnę , 5/8
etatu). Następnie osoby z wyższym
wykształceniem, gdyż odmówiły przyjęcia tej oferty, następnie osoby ze średnim
wykształceniem, które również odmówiły przyjęcia „tak zacnej oferty”.
Zostało 5 osób, z których wyłoniono
dwoje „szczęśliwców”, którzy mogli podjąć pracę na rzecz ZUS-u.
W drodze powrotnej do domu
zastanawiałem się nad tym, co dzisiaj zobaczyłem
i co przeżyłem. Nasunęło mi się kilka stwierdzeń:
1) ZUS udowadnia na każdym kroku, iż jest
organizacją przestępczą i nie
szanującą ludzi – podatników. Zamiast
zatrudnić ludzi na etacie, zleca
zatrudnienie innej firmie, oddalonej o
ponad 100 km (to nie żart)
od
siedziby ZUS-u, a ta firma zatrudnia na warunkach śmieciowych za to
sama nieźle na tym zarabia. Pytanie brzmi
: czy ZUS nie może od razu, bez
pośredników zatrudniać i wypłacać wynagrodzeń ? Kto ma
interes w tym
aby pośrednik zarabiał więcej niż
pracownik wykonujący pracę?
2) Dlaczego urzędnik PUP-u
wezwał 52 osoby, skoro były tylko 2 wakaty
i wiadomo było, że zdecydowana większość z
wezwanych ludzi wróci
o niczym? Ci ludzie przecież nie pracują, a
dojazd do PUP-u, to jest jednak
jakiś koszt.
Bardzo szybko jednak uświadomiłem sobie, że
byłem mimowolnym
słuchaczem rozmowy urzędników, która to
rozmowa stanowi odpowiedź na
moje pytanie. Otóż gdy podbijałem pieczęć w
książeczce bezrobotnego
usłyszałem następującą wymianę zdań :
- „ . . . co, już po wszystkim ?
- Jasne. I widzisz, że można w godzinę
załatwić 50 osób?”
Teraz jest już jasne, dlaczego urzędnik
wezwał tyle osób. Po prostu wykonał
narzucony mu limit przekazania ofert pracy.
On – urzędnik zaoferował
pracę 52 osobom, a że przyjęły tylko dwie,
to już zupełnie inna historia.
3) Czy w tym państwie nikt
nie kontroluje pracy urzędników? Ich
sposobów
i metod pracy. Jak długo urzędnicy będą
naszym kosztem (bezrobotnych)
poprawiać statystyki swojej pracy?
Kilkanaście razy
próbowałem skontaktować się z dyrektorem PUP-u.
Nie skutkowało dzwonienie
(nigdy nie odbierał telefonu), nie skutkowało osobiste stawiennictwo w
PUP-ie, gdyż nigdy nie trafiłem na dzień, w którym to pan dyrektor byłby
łaskaw stawić się w pracy. Niesamowite, ale nigdy go nie było gdy przyjeżdżałem do PUP-u. Przypadek? Pani
sekretarka z uśmiechem na ustach zawsze oznajmiała
mi , iż pan dyrektor jest w terenie. Natomiast na pytanie kiedy będzie w
gabinecie, kiedy będzie przyjmował petentów zawsze informowała mnie iż nie wie.
Konkluzja jest taka, że
niestety dla nas obywateli tego państwa nie tylko ZUS
i jego urzędnicy mają
wszystkich w głębokim poważaniu, lecz inne instytucje państwowe wraz ze swym
personelem również. Na pewno kiedyś to się skończy
i to państwo stanie się
normalne. Lecz niestety jak na razie takich perspektyw nie widać.
Niestety.