ReklamA

czwartek, 24 lutego 2011

"Aby być lekarzem w ZUS-ie trzeba być albo marnym fachowcem, albo człowiekiem pozbawionym uczuć"

Tytuł dzisiejszego wpisu, to słowa jednego z lekarzy, który odmówił ZUS-owi usług. Cytuję te słowa, gdyż uważam, że sens tych słów nie pozostawia złudzeń. A teraz do rzeczy.
Dzisiaj, zgodnie z tym co już wcześniej zapowiadałem chciałbym podać przykłady uczciwości i rzetelności w pracy lekarzy. Lekarzy orzeczników ZUS-owskich, a więc tych osób na które łożymy ze swoich podatków dając im utrzymanie.Tak, dając im utrzymanie. Bo przecież pensje które pobierają
w ZUS-ie to nic innego jak nasze podatki . Jak nam za to dziękują? Jak się angażują w wykonywaną pracę? Proszę, oto przykład :
http://www.youtube.com/watch?v=ZAUQ3bc-uF8
I jeżeli myślą państwo, że ten lekarz poniósł jakieś dotkliwe konsekwencje, to są państwo w błędzie.

Drugim przykładem niech będzie kobieta, która opisała swe przeżycia
w komentarzach do mojego postu.
Dla osób, które nie czytały tego wątku przytaczam słowa Pani Małgorzaty :

Przechodzę przez to samo, co Pan.
Wielokrotnie opisywałam już moją historię na forum, mając nadzieję, że przyniesie mi to ulgę, albo ktoś pomoże przynajmniej inaczej spojrzeć na całą sytuację. Jednak krzywda i pozbawienie człowieka ciężko chorego jedynych środków do życia jest przestępstwem, bo jak ktoś mądrze napisał na forum: Krzywdzenie osób słabych i chorych jest przestępstwem.
Początkowo wydawało mi się, że dam radę walczyć o swoje prawa, niestety szybko się przekonałam, że po moich przejściach chorobowych, a przede wszystkim z upokorzeniami, które zniosłam w ZUS-ie i Komisji ZUS pozbawiło mnie wiary w sprawiedliwość, ale również w sens życia w tym podłym systemie.
Wcale nie pisze Pan za mocno - według mnie, w Pana artykułach nie ma nietaktu ani żadnej przesady. Pisze Pan tylko to, co rzeczywiście czuje,
i prawdę o tym, co Pan przeszedł. Oczywiście Sąd zawsze może zagrozić, że Pana ukarze - Sąd, do którego zwracają się ludzie wyczerpani chorobą
i sytuacją - nie staje w naszej obronie, tylko jeszcze nas rozdeptuje, jak się depcze insekty. Ja po Pana artykule postanowiłam zrezygnować z szukania "sprawiedliwości w Sądzie" - bo uważam, że nic nie wskóram. Tak jak Pan napisał wszystko jest z góry ustalone. Natomiast renty dostają wyłącznie ludzie zdrowi po znajomości, albo za pieniądze. Wniosek taki nasuwa się sam, ponieważ jestem od maja ubiegłego roku zarejestrowana w Grodzkim Urzędzie Pracy, jako poszukująca pracy i widzę jakie oferty są tam zamieszczone. Trzeba mieć końskie zdrowie, aby temu podołać.
Ja mam raka (na 25 węzłów chłonnych miałam zajęte 11), cierpię na nadciśnienie tętnicze III stopnia - czyli najcięższe - po przejściach z ZUS-em często mam ponad 200/130; mam ciężkie zwyrodnienia kręgów szyjnych,
w których jest również zaznaczona osteoporoza - uniemożliwia mi to długie siedzenie w wymuszonej pozycji (teraz np. pisząc ten komentarz leżę). Ręka po stronie usuniętych operacyjnie węzłach chłonnych jest ciągle napuchnięta jak bania. O pozostałych zwyrodnieniach stawów i kręgosłupa nie będę już wspominała,
Gdy w 2007 roku wykryto u mnie raka piersi nie zakwalifikowałam się na operację, wcześniej miałam chemioterapię mającą na celu zmniejszenie ognisk. Po chemii przeszłam operację, potem następne chemioterapie i na koniec 25 cykli radioterapii. Mimo wszystko nie ubiegałam się o rentę, tylko
o 3 miesięczne świadczenie rehabilitacyjne, celem dokończenia leczenia. Lekarz orzecznik dał mi odmowę i przyznał całkowitą niezdolność do pracy na okres lat 3 i niezdolność do samodzielnej egzystencji na okres 1 roku. Od razu w gabinecie zaprotestowałam. Powiedziałam, że nie chcę renty, chcę tylko zakończyć leczenie, ponieważ w 1996 roku miałam usuniętą torbiel
z płuca i wówczas po rocznej rencie rehabilitacyjnej ZUS mnie uzdrowił. Zostałam bez środków do życia. Prowadziłam wówczas działalność gospodarczą (jednoosobową) która oczywiście padła. Nie miałam środków na nic, a przede wszystkim sił psychicznych. Popadłam w depresję. Pomocy nie udzieliło mi państwo, tylko moi przyjaciele, którzy pomogli mi znaleźć pracę.
I właśnie tam byłam zatrudniona aż do chwili, gdy wykryto u mnie raka.
W pracy byłam jeszcze dzień przed pierwszą chemioterapią.
Gdy to wszystko powiedziałam lekarce, zastanowiła się i powiedziała, że nie ma obaw, że ja już będę miała prawie 55 lat i do pracy na pewno nie wrócę. To prawda, że nie odwołałam się od tej decyzji, ale byłam bardzo chora, łysa
i upokorzona samą chorobą. Zaufałam tej lekarce. Cieszyłam się, że mimo, iż miałam 930 zł (z dodatkiem pielęgnacyjnym) mogę spokojnie chorować. Po chemiach zresztą doszły kolejne dolegliwości, np. z żyłami, no i ręka o której wcześniej wspomniałam.

Ciąg dalszy listu Pani Małgorzaty opublikuje w następnym wpisie. 

sobota, 19 lutego 2011

Dzisiaj dla odmiany kilka słów podziękowania


W dzisiejszy wpisie odejdę trochę od tematyki „sprawiedliwego i zgodnego
z konstytucją” traktowania ludzi w naszym kraju przez jedynie słuszne organy państwowe, a skupię się dzisiaj na podziękowaniach. Tak, na podziękowa- niach, bo uznałem, że należy się to czytelnikom mojego bloga.
Chcę podziękować wszystkim, którzy zadali sobie trud i zapoznali się z sytu-
acją opisywaną na moim blogu. Obiecuję, że nadal będę opisywał działania naszych organów państwowych , które to czynią co tylko mogą, by obywatelowi żyło się lepiej.
Dziękuję wszystkim imiennym , oraz anonimowym użytkownikom, którzy dodali komentarz do mojego bloga.  Na pewno czyni go to atrakcyjniejszym mając na uwadze różny punkt widzenia kilku osób , który to punkt widzenia i tak sprowadza się do jednego wspólnego mianownika : państwo niesprawiedliwości społecznej.
Dziękuje ( tu pozwolę sobie na imienne podziękowanie ) Pani  podpisującej się Małgorzata T.  Pani problem uświadomił mi, że mój problem jest naprawdę niewielki, mając na uwadze to co Pani przeżywa. Uświadomił mi również, że miałem racje wypowiadając swoje opinie o naszym państwie.
Dziękuję również ogromnej rzeszy kolegów  z portalu www.koledzyzwojska.pl  . Dowiedziałem się , że w związku z moją sytuacją toczy się na tym portalu ostra dyskusja. Dziękuję i proszę o dalsze rozpropagowanie mojego bloga wśród znajomych, kolegów i kogo się jeszcze da. Niech moja sytuacja  będzie przestrogą na przyszłość dla wszystkich.
Dziękuję całej Polonii polskiej która czyta mojego bloga i koresponduje ze mną z takich miejsc na świecie jak : Austria, Anglia, Irlandia, Norwegia, Finlandia, Rosja, Litwa, Niemcy, Francja, Hiszpania , Czechy, Kanada, USA,
a nawet  Japonia i Australia. To bardzo miłe i powiem szczerze, że nie spodziewałem się , że Polonia zainteresuje się moimi kłopotami. Myślę, że mój blog może być sygnałem dla całej Polonii na całym świecie, że do Polski nie ma po co wracać. Tu nie ma żadnej przyszłości.
Dziękuję również ludziom, którzy czytali mój blog i doszli do wniosku, że moje wpisy nie są im na rękę. Tym, którzy swym wyrachowaniem sprawili, że odłączono mi z mojego bloga reklamy, dzięki którym mogłem parę groszy zarobić. Nie zniechęci mnie to, ani nie wystraszy.  Nadal będę pisał co mnie spotkało, jak również będę opisywał znane mi przypadki znęcania się przez urzędników państwowych na szarych obywatelach.
Dziękuję wszystkim tym, których nie wymieniłem, a którzy wykazali swe zainteresowanie moim blogiem i czytają go lub czytać będą. Obiecuję, że postaram się nie zawieść ich oczekiwań.
I to już od następnego wpisu.

wtorek, 15 lutego 2011

Refleksja


Po ogłoszeniu tak „ sprawiedliwego wyroku” zdałem sobie sprawę, ze muszę liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Postanowiłem odciąć się od naszego państwa. Państwa, które chroni  morderców, złodziei, gwałcicieli, ogólnie mówiąc wszystkich przestępców ze szczególnym uwzględnieniem urzędników państwowych. Dotarło do mnie, że państwo rękami swych pracowników ( urzędników mających jakikolwiek wpływ na decyzje ) jest w stanie ( i robi to ) „załatwić” każdego obywatela tego państwa, który odważy się wyciągnąć rękę po pomoc. Obywatel jest tylko ( tak jak już pisałem we wcześniejszych postach ) do płacenia podatków i do oddawania głosów w czasie wyborów. Czyli reasumując jest potrzebny do utrzymywania bandy zdegenerowanych bandytów zwanych urzędnikami państwowymi. Przy czym konstrukcja tego systemu jest tak sprytnie wymyślona, że obywatel  wyrażając swe niezadowolenie wchodzi w konflikt z urzędnikiem niższego szczebla,
a ”śmietanka urzędnicza” wraz z tymi, którzy tworzą prawo ma się bardzo dobrze. Jedyne o co dbają elity, to właśnie o urzędników niższego szczebla, im nic nie może się złego przydarzyć. Oni nadal mają bronić interesu państwa,
a nie obywatela. I najgorsze w tym  wszystkim jest to, że tacy urzędnicy jak lekarze, czy policjanci (i jedni i drudzy przysięgają ) w sytuacji gdy ich potrzebujemy stają po stronie silniejszego, czyli państwa z obawy o swoją przyszłość.  
Aby nie być gołosłownym, w następnych wpisach postaram się wykazać jak pracują urzędnicy państwowi, ze szczególnym naciskiem na ZUS ( ale również prokuratury ). Pokaże, że mój przypadek nie był odosobniony. Że tak jak ja zostało potraktowanych tysiące osób.

Natomiast co do mnie osobiście, to nadal nie udało mi się uzyskać  lekarskiego pozwolenia na pracę, Nie przeszedłem pozytywnie żadnego badania. Mało tego, otrzymałem z Urzędu Pracy oferty pracy dla osób niepełnosprawnych, i tam również lekarze zakładowi nie zezwolili mi na pracę
z przyczyn zdrowotnych. I kto w tym całym zdarzeniu ma rację? Lekarze zakładowi, szpitalni, lekarz domowy? ? ? Odpowiedź jest jedna i jedynie słuszna (jak jedynie słuszny do niedawna był ustrój ). NIE ! ! !  RACJĘ MA LEKARZ  ZUSOWSKI, KTÓRY NAWET MNIE NIE BADAŁ .Czyli rację ma państwo, na które tyle lat pracowałem, płaciłem podatki, państwo , które wyjęło mi z życiorysu dwa lata (zmarnowane lata ), kiedy to musiałem odbyć służbę wojskową i bronić to państwo.  I państwo zabierając mi jedyną szanse na życie jaką była renta nigdy mnie nie zapytało z czego będę żył.
Dlatego powtarzam, że nigdy nic już dla tego państwa nie zrobię. Każdego urzędnika państwowego będę traktował jak potencjalnego wroga, który może zagrozić mnie i mojej rodzinie. A gdy rodzina jest zagrożona nie przebiera się 
w środkach.

cdn.

Proszę o kontakt e-mailowy osoby, która podpisuje się w komentarzach Małgorzata T, 

czwartek, 10 lutego 2011

Gest Kozakiewicza, czyli polska sprawiedliwość


Po przepytaniu stron na okoliczność podtrzymania swoich stanowisk, sąd nakazał opuszczenie sali  w celu ustalenia wyroku. W tym momencie zadaję czytelnikom retoryczne pytanie : z kim sąd ustala werdykt, skoro cały ten „sąd” składa się z jednego sędziego, bez ławników, a jedynie ze stenotypistą, który nie może wyrokować?  Odpowiedź jest jasna – tak jak przypuszczałem
i pisałem o tym wcześniej wyrok w mojej sprawie zapadł już dawno (śmiem twierdzić , że zapadł na linii ZUS - Sąd za obopólnym porozumieniem).  Niestety miałem racje w swych „czarnych” przypuszczeniach, ale o tym później.
Gdy sędzia wezwał nas z powrotem na salę rozpraw, po około 5 minutach ( swoją drogą dziwne, że w ciągu tak krótkiego okresu zapadł wyrok i dodat-
kowo stenotypista zdołał go napisać i sprawdzić! ! ! ! – zaznaczam , w ciągu ok. 5 minut) wsłuchaliśmy się  w odczytywanie wyroku.  Zgodnie z moimi przewidywaniami  sąd  moje zarzuty odrzucił, co spowodowało ukazanie się nieukrywanego uśmiechu na ustach pani przedstawiciel  ZUS-u. Później nastąpiło odczytanie uzasadnienia. I tu się dowiaduję,  że co prawda  cyt. mam jakieś schorzenia, ale to nie upoważnia mnie do otrzymania renty zdrowotnej. . .  Te jakieś schorzenia , to efekt pracy kilkunastu lekarzy, którzy nie są na etacie ZUS-u i zadali sobie trud, aby mnie dokładnie przebadać. W wyniku przeprowadzonych badań stwierdzili moją niezdolność do pracy (czternastu niezależnych lekarzy u których się leczyłem ),a lekarz 
ZUS-owski  jednoosobowo stwierdza, że jest inaczej i sąd jemu daje wiarę! ! !   Pytam więc jaki jest sens leczenia w przychodniach, szpitalach
i ośrodkach zdrowia, skoro można udać się do uzdrowiciela – szamana 
w ZUS-ie i wyjść od niego zupełnie zdrowym?
Na mój ponowny zarzut, iż powołany biegły był na etacie ZUS-u, oraz to że był stroną w sprawie sąd odpowiada, że nie ma innych biegłych do dyspozycji.
I tu się rodzi pytanie : w jakim kraju my żyjemy? Takiego postępowania nie powstydziłby się nawet system gestapowsko-stalinowski. A my podobno żyjemy w praworządnym kraju. Tylko co w takim razie znaczy słowo PRAWORZĄDNOŚĆ? Gdy nie ustępowałem w swym postanowieniu sędzia poinformował mnie, że albo się uspokoję ( chociaż wcale się nie unosiłem, choć na pewno byłem mocno wzburzony ), albo nałoży na mnie karę dyscyplinarną. Tu stało się jasne, że mam tylko słuchać, co w imieniu tego mojego chorego państwa sąd ma mi do powiedzenia.
Gdy zostałem dopuszczony do głosu poprosiłem, aby sąd nakazał temu lekarzowi, który uznał iż jestem zdrów, aby ten wydał mi oświadczenie
o zdolności do pracy ( myślałem, że skoro jestem zdrów, to nie będzie z tym problemu). Okazało się wówczas, ze po pierwsze sąd nie może nakazać lekarzowi  aby ten napisał takie oświadczenie, a po drugie cyt. Lekarz orzecznik nie stwierdza, że jest pan zdrowy, stwierdza jedynie że nie jest pan niezdolny do pracy. Od tego momentu nic już nie mówiłem, o nic nie prosiłem, gdyż uznałem, że albo już jestem chory psychicznie i tego nie potrafię zrozumieć, albo państwo za pomocą swych organów robi ze mnie idiotę.
Po zakończeniu tej farsy chciałem udać się do domu. Po wyjściu z budynku sądu spotkałem jednak znajomego, człowieka związanego z prawem (nazwiska nie podam, aby nie wpędzić go niepotrzebnie w kłopoty), który zaprosił mnie do siebie do kancelarii. Chwilę porozmawialiśmy i co się okazało ?
Z  wiedzy jaką posiadał wynikało, iż zarówno ZUS, jak i sądy pracy otrzymały niepisane zobowiązania aby nie tylko nie przyznawać rent ( maksymalnie ograniczyć ich ilość), ale nawet odbierać ludziom już przyznane świadczenia. Jak  się okazało miał rację. Udałem się kilka razy do budynku ZUS-u, gdzie odbywają się komisje lekarskie i miałem okazje zobaczyć wiele ciekawych rzeczy ( opiszę je w następnych moich wpisach). Wówczas to zrozumiałem, że żyjemy w państwie bezprawia . Zrozumiałem, że państwo patrzy na obywatela
z pozycji siły. Teraz wiem też, że obywatel  jest potrzebny państwu do płacenia podatków, do tworzenia PKB , w czasie wyborów itp.  Natomiast, jeżeli państwo jest potrzebne obywatelowi, gdy zwykły zjadacz chleba potrzebuje pomocy państwa, jedyne co widzi to GEST KOZAKIEWICZA.
Teraz wiem już, że nigdy nic dla tego państwa nie zrobię. Nigdy palcem nie kiwnę, aby temu państwu pomóc. Czuję się oszukany. Wstyd mi  że żyję
w Polsce.  
 ŻAŁUJĘ, ŻE JESTEM POLAKIEM.

niedziela, 6 lutego 2011

Nawet w sądzie ZUS stoi ponad prawem.

Nie ukrywam, że na ogłoszenie wyroku udawałem się bez jakiejkolwiek nadziei na sukces. Po tym co przeszedłem od mojej pierwszej wizyty w szpitalu, gdzie okazało się, iż choroba nie pozwala mi na podjęcie pracy, poprzez wizyty w ZUS-ie i przej-
ścia z urzędnikami , aż po ostatnią wizytę w sądzie, gdzie ewidentnie zostałem oszukany, nie miałem złudzeń, że udaję się na ogłoszenie wyroku, który tak naprawdę dawno już zapadł.
W sądzie stawiłem się 15 minut przed czasem. Według wokandy miałem być pierwszy, więc nie mogło być mowy o żadnym poślizgu i dlatego też wolałem być nieco wcześniej i nie spóźnić się.
Chwilę później do sali rozpraw, gdzie miała być rozpatrywana moja sprawa weszła kobieta. Początkowo myślałem, że to może sędzia lub stenotypistka. Lecz gdy spojrzałem na wokandę umieszczoną na drzwiach przeczytałem, iż sędzią jest mężczyzna. Jako byłego ławnika zastanowiło mnie dlaczego nie ma wyznaczonych ławników do sprawy. Gdy tak przyglądałem się wokandzie drzwi się uchyliły  i wy-
szedł z sali rozpraw młody człowiek, jak się później okazało stenotypista. Przez uchylone drzwi ujrzałem wówczas, jak kobieta, która niedawno weszła na salę rozpraw uzgadnia coś, pokazując jakieś dokumenty sędziemu (wnioskowałem iż to sędzia, gdyż był to człowiek ubrany w togę). Po dłuższej chwili wyszła z Sali i usiad-
ła na ławce przed salą rozpraw. Po upływie paru minut stenotypista, który wyszedł z sali wracał i w drzwiach wyczytał moje nazwisko wzywając mnie na salę rozpraw. Pani, która przedtem była w sali, a obecnie siedziała przed salą również weszła do sali rozpraw razem ze mną.
Sędzia sprawdzając obecność stron wyczytuje moje nazwisko, a następnie nazwisko kobiety, która była dla mnie niewiadomą. I tu kolejna atrakcja sądowa. Kobieta, która weszła sobie do Sali rozpraw bez wezwania, która ucinała sobie pogawędki z sędzią jeszcze przed rozprawą to przedstawiciel 
ZUS-u. Gdy sędzia zapytał, czy podtrzymuje swoje stanowisko względem ZUS-u
i gdy to potwierdziłem, zwrócił się do przedstawicielki ZUS-u. Ale nie było to normalne zadanie pytania, lecz zwrócenie się w sposób, w jaki zwracają się do siebie starzy znajomi i to
z uśmiechem na twarzy. Jednocześnie był to ton, w kpiący sposób wyrażający moje roszczenia. Wiem coś na ten temat, gdyż jak zaznaczyłem już wcześniej byłem ławnikiem sądowym i wiem jak i kiedy należy się zachować.
W tym momencie Pani z ZUS-u z równie szczerym uśmiechem w kierunku sędziego odpowiedziała, że wnioskuje za odrzuceniem roszczenia. Wówczas byłem już pewien, ze całe to moje roszczenie, odwołania i wszystkie starania były z góry skazane na niepowodzenie, gdyż jak pokazało życie ZUS nawet w sądzie stoi ponad prawem.



W następnym wpisie opiszę ogłoszenie wyroku oraz jego uzasadnienie. Obiecuję, że będzie ciekawie.



cdn.




wtorek, 1 lutego 2011

Sąd sądem, a sprawiedliwość i tak będzie po stronie ZUS-u

ciąg dalszy wpisu z dnia 26.01.2011

Gdy dojrzała we mnie świadomość, iż jedyne wyjście jakie mi pozostało to oddać sprawę do sądu, postanowiłem działać. Przygotowałem odpowiednie pismo podparte dokumentami jakie udało mi się od tej pory uzyskać i udałem się do sądu aby osobiście złożyć dokumenty w sekretariacie budynku sprawiedliwości. Na odpowiedź nie czekałem długo. Po około dwóch tygodniach dostaję zawiadomienie, iż do zbadania stanu mego zdrowia został wyznaczony biegły sądowy. Na badanie miałem się stawić  - uwaga  - w budynku sądu . Już sam fakt, że badanie miało być przeprowadzone w sądzie wzbudził we mnie pewne obawy.  Ale wtedy, nieświadom jeszcze niczego,  naiwnie wierząc w sprawiedliwość uznałem, że może tak właśnie ma być. Nic bardziej mylnego.
W wyznaczonym terminie i o wyznaczonej godzinie stawiłem się w budynku sądu celem przeprowadzenia badań. O wyznaczonej godzinie zostałem wezwany do pokoju i zaczęło się badanie. Najpierw pani doktor, jako biegły sądowy wyznaczony do przeprowadzenia badania przedstawiła się z imienia i nazwiska, oraz podała swoją specjalność medyczną. Następnie zapytała się mnie, czy zgadzam się na przeprowadzenia badania. Gdy potwierdziłem ( chociaż nie wiem dlaczego pytała, gdyż sam o to prosiłem), poleciła rozebrać się i stanąć na wadze. Po ważeniu pani doktor nakazała położyć się na kozetkę ( lub raczej coś, co miało ją imitować, gdyż jak zaznaczam badanie odbywa się w budynku sądu) i  kilka razy ugięła mi to prawą nogę w kolanie, to znów lewą. Powtórzyła to jeszcze trzy razy i nakazała wstać i zmierzyć ciśnienie. Po zbadaniu ciśnienia nakazała się ubierać i podzięko-
wała, mówiąc, że to koniec badania. Żadnych innych badań. Żadnego skierownia na jakiekolwiek specjalistyczne badania, które mogłyby wnieść coś nowego do sprawy. Kompletnie nic.Nie muszę chyba nikogo z czytelników przekonywać jak bardzo byłem zdziwiony takim obrotem sprawy. Cała moja historia kłopotów zdrowotnych sięga pięciu lat z okładem, a pani doktor, biegły sądowy zbadała  mnie w niecałe dziesięć minut i już wie jaką diagnozę postawić. Byłem zdziwiony, owszem, ale wówczas jeszcze nie wiedziałem, ze lekarz, który był wyznaczony jako biegły, to lekarz ZUS–owski (na usługach ZUS-u).Gdy się o tym dowiedziałem, ręce mi opadły. Sąd wyznaczył do rozstrzygnięcia sporu między mną a ZUS-em  lekarza  będącego stroną w sprawie  ! ! !  
Wówczas zacząłem zdawać sobie sprawę, że mój los został już dawno przesądzony.  Śmiem twierdzić,  że od początku ta sprawa, to istna farsa. Od początku sąd założył, że mój wniosek należy odrzucić. A biegłego powołał, aby zachować procedurę.  Natomiast  powołanie akurat tego biegłego (chodzi mi  tutaj o jego status) było  wyrachowanym posunięciem.

W następnym wpisie opiszę wyrok jaki zapadł w mojej sprawie.

cdn.