ReklamA

wtorek, 1 lutego 2011

Sąd sądem, a sprawiedliwość i tak będzie po stronie ZUS-u

ciąg dalszy wpisu z dnia 26.01.2011

Gdy dojrzała we mnie świadomość, iż jedyne wyjście jakie mi pozostało to oddać sprawę do sądu, postanowiłem działać. Przygotowałem odpowiednie pismo podparte dokumentami jakie udało mi się od tej pory uzyskać i udałem się do sądu aby osobiście złożyć dokumenty w sekretariacie budynku sprawiedliwości. Na odpowiedź nie czekałem długo. Po około dwóch tygodniach dostaję zawiadomienie, iż do zbadania stanu mego zdrowia został wyznaczony biegły sądowy. Na badanie miałem się stawić  - uwaga  - w budynku sądu . Już sam fakt, że badanie miało być przeprowadzone w sądzie wzbudził we mnie pewne obawy.  Ale wtedy, nieświadom jeszcze niczego,  naiwnie wierząc w sprawiedliwość uznałem, że może tak właśnie ma być. Nic bardziej mylnego.
W wyznaczonym terminie i o wyznaczonej godzinie stawiłem się w budynku sądu celem przeprowadzenia badań. O wyznaczonej godzinie zostałem wezwany do pokoju i zaczęło się badanie. Najpierw pani doktor, jako biegły sądowy wyznaczony do przeprowadzenia badania przedstawiła się z imienia i nazwiska, oraz podała swoją specjalność medyczną. Następnie zapytała się mnie, czy zgadzam się na przeprowadzenia badania. Gdy potwierdziłem ( chociaż nie wiem dlaczego pytała, gdyż sam o to prosiłem), poleciła rozebrać się i stanąć na wadze. Po ważeniu pani doktor nakazała położyć się na kozetkę ( lub raczej coś, co miało ją imitować, gdyż jak zaznaczam badanie odbywa się w budynku sądu) i  kilka razy ugięła mi to prawą nogę w kolanie, to znów lewą. Powtórzyła to jeszcze trzy razy i nakazała wstać i zmierzyć ciśnienie. Po zbadaniu ciśnienia nakazała się ubierać i podzięko-
wała, mówiąc, że to koniec badania. Żadnych innych badań. Żadnego skierownia na jakiekolwiek specjalistyczne badania, które mogłyby wnieść coś nowego do sprawy. Kompletnie nic.Nie muszę chyba nikogo z czytelników przekonywać jak bardzo byłem zdziwiony takim obrotem sprawy. Cała moja historia kłopotów zdrowotnych sięga pięciu lat z okładem, a pani doktor, biegły sądowy zbadała  mnie w niecałe dziesięć minut i już wie jaką diagnozę postawić. Byłem zdziwiony, owszem, ale wówczas jeszcze nie wiedziałem, ze lekarz, który był wyznaczony jako biegły, to lekarz ZUS–owski (na usługach ZUS-u).Gdy się o tym dowiedziałem, ręce mi opadły. Sąd wyznaczył do rozstrzygnięcia sporu między mną a ZUS-em  lekarza  będącego stroną w sprawie  ! ! !  
Wówczas zacząłem zdawać sobie sprawę, że mój los został już dawno przesądzony.  Śmiem twierdzić,  że od początku ta sprawa, to istna farsa. Od początku sąd założył, że mój wniosek należy odrzucić. A biegłego powołał, aby zachować procedurę.  Natomiast  powołanie akurat tego biegłego (chodzi mi  tutaj o jego status) było  wyrachowanym posunięciem.

W następnym wpisie opiszę wyrok jaki zapadł w mojej sprawie.

cdn.


2 komentarze:

  1. A może Strasbourg z powodu tych wszystkich wad postępowania przed "sądem"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wiedzy jaką posiadam, aby móc się odwoływać do Strasbourga musiałbym na nowo wszcząć całą procedurę. Powiem szczerze, że nie mam siły i boję się tego, że będę musiał od nowa przechodzić upokorzenia. Poza tym o Strasbourgu pisze w moich komentarzach Pani Małgorzata T. i wynika z tego , iż niepełnosprawnych traktują tam tak jak i u nas. Ale kto wie. Coraz więcej osób chce mi pomóc (między innymi mówią o Strasbourgu), więc może zbiorę siły i zrobię to?
    W każdym razie dziękuję.

    OdpowiedzUsuń