ReklamA

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Znowu w Zus-ie, czyli pacjencie jesteś nikim

 

Był piękny,słoneczny,wiosenny dzień, kiedy  stawiłem się  przed Komisją Lekarską ds. odwołań w K. (oś . Złotej Jesieni 
1 pok.91). Abstrahując od wszystkiego stwierdzam – na podst. nazwy osiedla – że jeżeli tak ma wyglądać ludzka złota jesień (starość) jak traktowanie ludzi w tej instytucji, to zastanawiam się czy aby na pewno chcę dożyć mojej jesieni życia. . . 
Wezwany zostałem 45 minut przed czasem z czego się ucieszyłem , gdyż znaczyło to, że będę szybciej załatwiony 
i szybciej wrócę do domu (zastanawiam się jednak co by było gdybym został wezwany wcześniej a mnie by tam jeszcze nie było, gdyż miałem termin na 12.30 ?). Wtedy nie wiedziałem jeszcze że stwierdzenie ZAŁATWIONY  będę musiał potraktować tak dosłownie.
Po wejściu zostałem poproszony o dowód osobisty aby sprawdzić (jak uznałem) moją tożsamość (i pomyślałem sobie wówczas : czy po danych w dowodzie osobistym ten lekarz też stwierdzi że jestem zdrów, tak jak lekarz w N.?). Chwilę lekarz się przyglądał mojemu dowodowi, po czym coś zapisał. Po chwili milczenia i wymianie spojrzeń z resztą komisji (dwie lekarki), nagle zaczął mnie na wyrywki wypytywać danych z mojego dowodu osobistego. Wówczas powiedziałem, że jeżeli doktor ma jakieś wątpliwości co do mojej osoby, służę innymi dokumentami potwierdzającymi tożsamość. No i się zaczęło. Usłyszałem, że nie jestem tam od dyktowania metod pracy, że mam odpowiadać na pytania
i nie wtrącać się do sposobu prowadzenia pracy komisji. A on (p. doktor ), jeżeli będzie chciał, to sprawdzi kim jestem naprawdę (! ! !). Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że obiegowe opinie o lekarzach ZUS-owskich nie są wyssane 
z palca. Ton, jakim mówił do mnie ów lekarz świadczył dobitnie o tym, że mam wiedzieć kto tu jest „pan” , a kto „robak”. Poczułem się też bardzo dotknięty stwierdzeniem  że:  "sprawdzi kim jestem naprawdę". Poczułem się jak kanciarz , łgarz , kombinator i nie wiem co jeszcze, mimo iż nigdy nie byłem o nic podejrzany, nie mówiąc o jakimkolwiek prawomocnym wyroku ! ! ! Byłem ławnikiem sądowym 
i wiem co to jest prawda i honor, w przeciwieństwie jak sądze do tego konowała.  Skąd więc takie podejście do pacjenta ? ? ? 
Dalsze postępowanie „ pana doktora” to czysta kpina i popis ubecko-gestapowskich metod przesłuchania. Celowo używam słowa „przesłuchanie”, albowiem z czymś, co moglibyśmy nazwać  mianem wywiadu z pacjentem nie miało nic wspólnego.
Dostawałem konkretne pytania i starałem się na nie konkretnie odpowiadać. Za każdym jednak razem byłem strofowany. A to że mówię nie jasno, a to że używam fachowej terminologii i skąd u mnie taka wiedza ( pytania zadawane 
z kpiną w głosie ), a to w końcu, że używam słów,  których znaczenia nie znam.
W końcu odniosłem wrażenie, ze ów lekarz po prostu chce mnie zastraszyć, wykpić i postawić w świetle kombinatora, który chce wyłudzić od ZUS-u rente.
Nie docierało do niego, że schorzenia z jakim przyszedłem są w rodzinie dziedziczne, i wiedza, jak i terminologia jest używana taka a nie inna z powodu częstych wizyt u lekarza 
i wchodzi to niejako w nawyk. Na zakończenie powiedział jednej z pań, członków komisji o zapis ( nie potrafię tego odtworzyć, gdyż użył dalece fachowej terminologii, jak również nazewnictwa łacińskiego), o nie protokołowanie tego co mówię, gdyż używam słów, których znaczenia nie znam. Bardzo mnie to zabolało, gdyż poczułem się jak śmieć, jak osoba „na dywaniku - powtórzę - gestapowsko-ubeckim. Miałem słuchać, nie wtrącać się i mówić to co pan doktor chciał słyszeć. Po prostu  na konkretne pytania miałem sugerowane odpowiedzi. Np. dlaczego mówię że zdarza mi się zasypiać (tracić świadomość, skoro mi się to nigdy nie przytrafiło, czyli że nie zasypiam, czy np. : gdy mnie wypytywał jak się zachowuję przy skokach cukru – zasugerował odpowiedź, że przy wysokich wartościach biorę 
i ratuję się jabłkiem lub kromką  chleba mimo iż mówiłem że tak postępuje przy niskich stanach cukru ( niedocukrzeniach). Wtedy , nie boję się użyć tego słowa, wrzasnął na mnie  : „ przecież mówił pan zupełnie odwrotnie „ . Wiem na pewno że mówiłem poprawnie  i taki konował na pewno mnie nie będzie w ten sposób obrażał.
Ostatnimi jego wyczynami były komentarze do moich innych dolegliwości (zapytał : co panu oprócz tego dolega ? ). Gdy powiedziałem , że mam problemy z chodzeniem, gdyż miałem trzy razy pękniętą torebkę stawową i teraz co jakiś czas muszę się zgłaszać na  zastrzyk w piętę, poza tym nogą ciągle boli, stwierdził : „ co mnie obchodzi co było 16 lat temu? Mów pan co teraz panu dolega „  A ja właśnie o tym mówiłem . O tym co teraz mi dolega, co mnie boli. Podważył też zabieg usunięcia przetoki ( nie wiem na jakiej podstawie ), jak również bóle pleców ( skąd facet bez badania wie że mnie nie boli ? Jasnowidz jaki )? A może by tak zaocznie, bez badań spowodował, żeby mnie przestało boleć ?  

                        Następnie, po „przesłuchaniu przez „pana doktora” zostałem poddany badaniom. Trochę dziwnym, mając na uwadze rodzaj mego schorzenia i przeprowadzane badania, ale z tym nie polemizuje, gdyż być może tak trzeba 
i coś te badania wnoszą. Stwierdzam jednak z całą stanowczością, że badanie ciśnienia nie było uczciwe. Otóż od roku 1986 mam nadciśnienie i zawsze wartości są wysokie pomimo leczenia. Wiem też  jak zachowuje się aparat do pomiaru ciśnienia, gdyż żona, pielęgniarka często dokonuje mi pomiarów i znam zachowania wskaźników. W czasie pomiaru strzałka licznika pomiarowego „zadrgała„ przy wartości 160 i wówczas poczułem puls na ręce.
Biorąc pod uwagę tolerancje błędu mogłem mieć ciśnienie rzędu 150 jednostek, a lekarz stwierdził 130 /80 . Moim zdaniem to wynik wypaczony i tendencyjny, mający wykazać mą niewiarygodność i odrzucić mój wniosek rentowy.
Po zakończonym badaniu, gdy lekarz stwierdził, że mogę już iść zapytałem czy nie chce obejrzeć mych wyników 
z ostatnich badań analitycznych. Wówczas dopiero zajrzał na jakikolwiek dokument jaki przyniosłem ze sobą. Do tej chwili nawet nie zapytał czy mam. Po zapoznaniu się z wynikami kazał wykonać ksero i kopie dołączył do akt. Ale podkreślam to raz jeszcze : NIE ZAPOZNAŁ SIĘ Z  ŻADNYMI INNYMI MOIMI WYNIKAMI, JAK RÓWNIEŻ Z ŻADNĄ KARTOTEKĄ LEKARSKĄ KTÓRĄ PRZYNIOSŁEM ZE SOBĄ. A miałem trzy : z Kliniki Pneumatologii i Mukowiscydozy 
w Rabce, z Poradni Hepatologicznej, oraz od lekarza prowadzącego, gdzie znajduje się wszystko co dotyczy stanu mego zdrowia.
Tak oto zakończyła pracę komisja, która której celem było zweryfikować za pomocą badań mój stan zdrowia. Komisja ta nie zapoznała się z moimi wynikami badań jakie przyniosłem ze sobą, nie przeprowadziła żadnych konkretnych badań  
a jedynie na podstawie własnego "widzi-misię" wydała decyzję. Oczywiście niekorzystną dla mnie. 
Postanowiłem od tej decyzji odwołać się do sądu. Liczyłem na sprawiedliwość. Ale jak wyglądała sprawiedliwość po Polsku proszę czytać w następnej części.
cdn. 

 

3 komentarze:

  1. błąd ;) powinno byc Klinika Pneumonologii - Mukowiscydozy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zwrócenie na ten fakt uwagi. Oczywiście popełniłem błąd w nazewnictwie i już go poprawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. WITAM,
    opis jak z kabaretu, ale to prawda, też zostałam poddana przesłuchaniu a lekarze z komisji kojarzą sie jednoznacznie z kapo.....

    OdpowiedzUsuń