ReklamA

wtorek, 11 stycznia 2011

„Być , albo nie być , oto jest pytanie. . . „


Na tym blogu chciałbym poruszyć temat osób niepełnosprawnych. Ich problemów, potrzeb, zachowań, ich postrzeganiu przez inne osoby, teoretyczną  pomoc ze strony państwa itp. Jednym słowem chcę pisać o życiu widzianym okiem osoby niepełnosprawnej.

                                                      ZUS  

O ZUS-ie powiedziano już bardzo, bardzo wiele. Opinie o tej instytucji są raczej jednoznaczne. Pozwolę sobie jednak dodać coś od siebie. Coś, co pozwoli jeszcze szerzej spojrzeć na tą firmę, oraz na sposób w jaki traktują tam ludzi. Chorych ludzi, którzy to ludzie swą pracą łożyli w formie składek na utrzymanie urzędników - funkcjonariuszy tam pracujących.
Moja przygoda z ZUS-em rozpoczęłą się w momencie, kiedy to okazało się, że nie będę mógł prędko wrócić do pracy, gdyż potrzebny jest długi okres leczenia. Po rozmowie z lekarzem prowadzącym ustaliliśmy, że będę się musiał starać o rentę zdrowotną , abym miał z czego żyć, oraz abym mógł się skoncentrować na leczeniu. Zanim jednak doszło do kompletowania odpowiednich dokumentów (ktoś, kto to przechodził wie ile stopni biurokracji należy pokonać)ZUS wezwał mnie celem weryfikacji mojego L-4, na którym to przebywałem po wyjściu ze szpitala. Lekarz który mnie przyjmował po przeglądnięciu mojej dokumentacji stwierdził, iż trzeba będzie jechać do sanatorium. Ucieszyłem się z tego, naiwnie myśląc, że leczenie sanatoryjne poprawi stan mojego zdrowia . Teraz wiem, że byłem bardzo naiwny . Dopiero później okazało się, że pobyt w sanatorium ma być tylko narzędziem argumentującym nie przyznania mi prawa do renty. Ale po kolei.


                           Był mroźny, zimowy dzień. Na ten dzień właśnie wyznaczono  mi termin stawienia się w sanatorium. Piękna podgórska miejscowość
w Beskidzie Sądeckim. Śnieżna poducha na drzewach, dachach domów  i na okolicznych łąkach, to niepowtarzalny widok. Widok, którego długo się nie zapomina.
W recepcji  bardzo miło przyjęła mnie młoda pani. Po dopełnieniu formalności udaję się do wyznaczonego pokoju i . . . pierwszy zgrzyt. Zostaje dokwaterowany jako trzeci do dwuosobowego pokoju. Wiąże się to w tym przypadku z tym, że nie mam szafki na przybory toaletowe, leki , ani na podręczne rzeczy potrzebne w codziennej egzystencji. No i oczywiście nie ma łóżka! ! !  Dostawiono  rozkładany fotel dla mnie. Fotel, na którym mam spać i odpoczywać przez trzy tygodnie. Zgroza ! ! ! Lecz to jeszcze nic                w porównaniu z tym co miało mnie spotkać w późniejszym okresie.
cdn. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz